piątek, 29 maja 2015

Dziwne rozmowy? Dlaczego nie. - Rozdział trzeci.

Mija pierwszy tydzień odkąd się tu pojawiłam. I pierwszy tydzień odkąd ich tu brak. Odkąd to wszystko się stało.
Ciężko mi z tą myślą, ale cóż, zawsze mogło być gorz... W sumie to nie mogło. Jutro mam urodziny, a za po jutrze idę do nowej szkoły, której okropnie się boję. Co prawda mogłam zostać w starej, ale ze względu na to wszystko, uznałam, że potrzebuję nowego otoczenia.
Wzdycham ciężko i przecieram zmęczoną twarz dłońmi. Jest godzina 00:12, a ja jeszcze nie śpię, mimo iż cisza nocna zaczęła się dobre dwie godziny temu.
Nie mogę usnąć, myśli nie pozwalają mi spać, biegają po moim umyśle, próbują go roztrzaskać na kawałeczki, próbują mnie w pewien sposób zniszczyć.
Wzdycham bardzo ciężko.
Podnoszę głowę i od razu kieruję wzrok na zegarek. 00:22. Głowa mnie boli. Powinnam chociaż próbować zasnąć, ale i tak wiem, ze nic z tego.
Po kilku minutach zastanowienia wstaję z łóżka, wsuwam różowe kapcie na nogi i cichym krokiem kieruję się do drzwi. Mam nadzieję, że Kira się nie obudzi (chociaż ona i tak ma twardy sen, wątpię aby cokolwiek ją obudziło).
Cicho opuszczam pokój i wychodzę na korytarz, gdzie już jest nieco chłodniej.Obejmuję się ramionami, przypominając sobie, że nie wzięłam ze sobą żadnej bluzy ani swetra. Czegokolwiek, co mogłoby mnie ogrzać. Przygryzam wargę i wzdycham, zastanawiając się, czemu tak właściwie opuściłam pokój. Jeśli tylko któryś z opiekunów mnie przyłapie, nie będzie za ciekawie.
Po dłuższej chwili postanawiam się ruszyć i powoli ruszyłam w stronę wyjścia na ogród. Wiem, że zastanę drzwi zamknięte na klucz,
Mijam korytarze, wszędzie panuje cisza. Żadnych opiekunów, żadnych innych dzieciaków, Mimo to, boję się, że zostanę nakryta na nocnej przechadzce po sierocińcu.
Ile bym dała, by być pełnoletnią i się stąd wynieść.

Stoję przed drzwiami, którymi za dnia wychodzę z Kirą na ogród. Teraz są zamknięte i wydają się być dwa razy wyższe i potężniejsze niż w ciągu dnia. W nocy wszystko wydaje się być straszniejsze. Nawet ty sam wydajesz się być sobie straszny.
Kładę dłoń na klamce, mimo iż doskonale wiem, że drzwi nie otworzę. I wtedy doznaję szoku. Drzwi bez przeszkód się otwierają.
Mrugam gwałtownie oczyma i uchylam drzwi nieco bardziej, by po chwili dostrzec siedzącego na jednej z ławek chłopaka. Siedzi do mnie tyłem, ale i tak potrafię się domyślić kto to jest. Tylko jeden chłopak w sierocińcu ma tak długie i jasne włosy.
To ten sam chłopak, który kilka dni temu uśmiechał się do mnie na korytarzu. Nie wiem czemu go zapamiętałam.
Waham się, czy do niego podejść, czy cofnąć się i uciec do pokoju, zanim nas oboje tu przyłapią. Kiedy zaczynam się wycofywać, słyszę głos.
- Kim jesteś?
Przełykam głośno ślinę i zaciskam usta w cienką linię. Brawo Kim! Ty zawsze miałaś genialne pomysły!
Gdy nie odpowiadam, słyszę jego kroki. Podchodzi do mnie i chwyta mocno za ramię, odwracając mnie gwałtownie w jego stronę. Zaczyna wpatrywać mi się prosto w oczy i cały gniew znika, ustępując miejsca... radości? Przerażeniu? Zaniepokojeniu? Nie potrafię tego określić.
Jego usta bezdźwięcznie wypowiadają moje imię.
Puszcza mnie.
- Co tu robisz? - pyta, odsuwając się lekko ode mnie.
- A ty? W ogóle, czemu tak zareagowałeś? Wystraszyłeś się mnie? - unoszę jedną brew w górę, krzyżując ręce na piersi.
Prycha, wracając na swoje miejsce. Stoję osłupiała, nie wiedząc co mam robić.
- No chodź tu - mówi, patrząc w moją stronę.
Przewracam oczami i po chwili siedzę koło niego, pocierając dłońmi ramiona.
Otwieram usta, by spytać chłopaka, jak ma na imię. W końcu on moje zna, ja jego jeszcze nie. Wtedy on mnie wyprzedza.
- Max.
Kieruję wzrok w jego stronę, marszcząc śmiesznie brwi.
- Skąd wiedziałeś o co chcę cię spytać?
Wzrusza ramionami.
- Nie miałem pojęcia, po prostu uznałem, że ładnie byłoby się przedstawić na początku rozmowy - wyszczerza się.
Kiwam głową i kieruję wzrok w ziemię. Dopiero teraz dostrzegam, że przy nogach chłopaka stoi szklana butelka piwa.
- Kim?
Odwracam głowę w stronę Maxa, przyglądając mu się uważnie. Chłopak chwyta szklany przedmiot w dłoń i przykłada go do ust. Alkohol. Nigdy nie lubiłam jego zapachu. Źle mi się kojarzył. Kojarzył mi się z czasami gdy...
- Um, zadam ci teraz parę dziwnych, dla ciebie, dla mnie nie, pytań, okej? - uniosi jedną brew w górę, tym samym przerywając moje przemyślenia.
Kiwam  głową.
- Palisz?
Potrząsam głową zdziwiona.
- W sensie... papierosy?
Zaśmiał się.
- No a co innego? - pyta z uśmiechem na ustach.
Kręcę przecząco głową.
- Miałaś kiedykolwiek alkohol w ustach?
Nie, oczywiście, że nie!
- Nie - przygryzam wargę.
Czuję ogromną gulę w gardle. Tylko pytanie... dlaczego?
- Yh, a... narkotyki?
Narkotyki.
Co proszę?
Że niby ja?
Narkotyki?
Nie, jeszcze nie planuję samobójstwa.
- Nie - odpowiadam ciszej i odwracam głowę w przeciwną stronę. Te pytania zaczynają mnie irytować. Po co mu to wiedzieć?
Chwyta mnie za nadgarstek.
- Samookaleczasz się? - głos ma całkiem poważny. Wyszarpuję swój nadgarstek z jego uścisku.
- Nie - patrzę mu prosto w oczy. - Nie jestem typem człowieka, co po ogromnej stracie popada w paranoję i zaczyna widzieć wszystko w czarnych kolorach. Nie tnę się, nie cięłam. Nie zamierzam. Nie zamierzam się też zabijać czy puszczać po stracie rodziny, nie zamierzam tracić nadziei, Max.
Chłopak wzdycha głośno.
- Kim, to nie tak, że cię o coś osądzam. Czuję się za ciebie odpowiedzialny. Obiecaj mi więc, że nie wejdziesz tu, w tym sierocińcu, w żadne układy pomiędzy siedemnastoletnimi idiotami. Jeśli to zrobisz zaprzepaścisz wszystko, jasne?
- Max, nie zamierzam...
Prycha, przerywając mi.
- Też tak mówiłem, rozumiesz? A teraz? - wstaje z ławki, stając na przeciw mnie i rozkłada ramiona. - Tu wcale nie jest bezpiecznie. Jak tylko nadarzy się okazja, po prostu wiej.
Nie patrzę na niego. Nie rozumiem ani jednego słowa z tego, co teraz powiedział.
Niebezpiecznie w sierocińcu? Niemożliwe.
- Za dwa miesiące skończę osiemnastkę i stąd wyjdę, pojadę daleko, sam nie wiem tak naprawdę gdzie - wzdycha ciężko. - Do tej pory będę cię pilnował. Czuję się odpowiedzialny za ciebie, bo... znałem Cody'ego.
Cody.
Mój brat Cody. Pilnowałam by go nie wypowiadać, by nie wymawiać go nawet w myślach. Od tamtego dnia żadnego z ich imion nie wypowiedziałam, ani o nich nie pomyślałam.
Max, nienawidzę cię za to.
- Łzy cisną ci się do oczu, czemu nie płaczesz? - pyta zdziwiony. - Próbujesz... myśleć pozytywnie tak? Zapomniałaś o jednym i najważniejszym. Nie wolno dusić w sobie łez, nie wolno dusić w sobie jakichkolwiek uczuć, Kimmy. To ci nie pomoże myśleć pozytywnie, a raczej doprowadzi cię do śmierci.
Wzdrygam się.
Wstaję i podchodzę do Maxa.
- Co ty o mnie w ogóle wiesz człowieku? Znałeś mojego brata, nie mnie, mnie widziałeś może dwa, trzy razy w życiu - odpycham go. - Zostaw mnie najlepiej, jasne? - wściekła ocieram łzy, którym udało sie wypłynąć na policzki. Max mocno chwyta mnie za ramiona.
Boli.
- Cody mówił o tobie dużo. Zrozum to. Znałem go, pokazywał mi jak grasz, jak śpiewasz. W dniu twoich urodzin chciał cię do mnie przyprowadzić, a ja miałem pomóc ci w udoskonalaniu swoich talentów, rozumiesz? - jego wzrok wwiercał się w moje oczy, powodując u mnie paraliż. - Czuję się winny przysługę twojemu bratu. Obiecałem, że ci pomogę. Dotrzymuję obietnic. Nie pozbędziesz się mnie Kim. Nie, póki jesteśmy w jednym sierocińcu. - luzuje uścisk na moich ramionach. Po chwili czuję jak jego własne ramiona obejmują mnie mocno i przyciskają do jego ciała.
- Wszystkiego najlepszego Kim - szepcze, a ja wybucham płaczem.



♪ ♪ ♪

- Najlepszego Kimmy! - Kira z samego rana rzuca mi się na szyję, a ja ledwo kontaktując co się dzieje, upadam na podłogę razem z nią. 
- Co jest grane... - mamroczę zaspana. 
Wróciłam do pokoju... Sama nie wiem o której. I nie wiem też jak. Nie pamiętam kompletnie niczego. Pamiętam tylko Maxa i naszą całą rozmowę. Ugh. 
Kira stoi z wyciągniętą w moją stronę ręką, w której trzyma jakiś zawinięty w ozdobny papier przedmiot. 
- Co to? - pytam zdziwiona.
- No twój prezent. 
- Oh.
Biorę od niej przedmiot niepewnie i patrzę na nią z dołu. 
- No twórz - uśmiecha się. 
Kiwam głową i idę za jej radą. Odwijam to owe coś i moim oczom ukazuje się bardzo znana mi okładka albumu muzycznego. 
- Ojej - uśmiecham sie szeroko i wstaję, by mocno przytulić dziewczynę. - Dziękuję! 
- Nie ma za co, a teraz się ubieraj. Czekam tam gdzie zawsze - puszcza mi oczko i wychodzi.
Przeczesuję włosy, które żyją własnym życiem i rozglądam się po pokoju, podchodzę do szafy i wyciągam pierwsze przypadkowe ubrania. Dziś są moje piętnaste urodziny. Pierwsze urodziny, które spędzę bez rodziców i rodzeństwa. W obcym miejscu, gdzie znam około dziesięciu osób, ale tylko z jedną normalnie rozmawiam. Dziwne to wszystko.

- Ktoś idzie w naszą stronę - szepcze Kira, szturchając mnie w ramię. Podnoszę głowę znad talerza i zauważam Maxa, który kieruje się w moją stronę. Przewracam oczami i przygryzam wargę.
- Znasz go? - pyta, patrząc w moją stronę.
Kiwam głową i w tym samym czasie, Max dosiada się do naszego stolika.
- Dzień dobry Kimmy - uśmiecha się do mnie, a ja to odwzajemniam. Nie patrzę jednak w jego stronę.
- Cześć Max. - odpowiadam krótko i znów zaczynam grzebać w talerzu. Jakoś przeszła mi ochota na tę sałatkę. - Um, to jest Kira, Kira, Max.
Kira uśmiecha się do chłopaka i wraca do jedzenia.
- Kimmy, dziś po obiedzie. Tam gdzie wczoraj, okej? - uśmiecha się i odchodzi. Wzdycham ciężko i chowam twarz w dłonie.
- Kto to? - pyta zaciekawiona Kira, robiąc trik z brwiami.
Śmieję się.
- Przyjaciel mojego brata - odpowiadam krótko.

Po śniadaniu wracam z Kirą do naszego pokoju, choć większość osób wychodzi z sierocińca (za pozwoleniem opiekunów, rzecz jasna) na miasto, by uczcić ostatni dzień lata. Ja nie mam za bardzo ochoty gdziekolwiek wychodzić i szwendać się po mieście bez żadnego konkretnego powodu.
Kiedy wchodzimy do pomieszczenia, pierwsze co rzuca mi się w oczy to paczka leżąca na łóżku.

xxx xxx xxx

Dłuższy troszkę niż zawsze ale no. Po tak długim czasie się należy. :D 
Także no... byłabym wdzięczna za każdy komentarz i w ogóle (czemu zawsze muszę o nie prosić?) Wciąż walczę o zapał do pisania, którego ostatnio mi strasznie brak. Nie wiem czy wam się to opowiadanie podoba czy nie... 
Nie przedluzam. 
Do zobaczenia! 

3 komentarze:

  1. JA CHCE WIECEJ.
    lubie Maxa e.e on jest juz moj e.e
    czekolady!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że tak późno, ale... Musiałam przygotowywać się do koncertu organizowanego przez moją kochaną szkołę muzyczną, na którym i tak wysiadła technika.
    Max to bardzo sympatyczny chłopak.
    Ten gif jest taki słodki... Przypomina mi jedną z zaplanowanych scen do WOK... Mogę Ci go ukraść? ;-;
    Melancholijny ten rozdział, ale też melancholijny blog. Zdarzeniami nie, ale nastrojem, przypomina mi And No Roads Left But One - chyba mój ulubiony Twój blog.
    Więc no. Czekam na następny rozdział.
    Weny, czekolady, żelków, hm. Galaretki. Lubię galaretkę.
    Tak.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zwalił mi się poprzedni komentarz -_-
    To tylko powtórzę: lubię Maxa, zaskoczyłaś mnie tym spotkaniem, a chyba raczej jego spontanicznym uściskiem.
    Tamten komentarz był jakiś dłuższy :/
    Dobra, zanim znów mi się zwali, opublikuję go.
    Pozdrowionka. :D

    OdpowiedzUsuń