niedziela, 28 lutego 2016

Śpij dobrze - Rozdział dwunasty

Zbliżała się późna godzina wieczorowa, Daniel przygrywał nam na gitarze, śpiewając do muzyki. Wymyślał wszystko na bieżąco, czasami się zacinał, gdyż nie wiedział jakich słów użyć dalej i wtedy pomagał mu Jeremy, który również nieco się ożywił i nie sprawiał wrażenia aż tak sztywnego jak na początku.
Jay próbował rozśmieszyć wszystkich dookoła swoimi tandetnymi żartami, które nie śmieszyły ani trochę. Śmialiśmy się z tego, jak on się śmieje, albo z tego, że po prostu atmosfera panująca w tym małym pomieszczeniu była właśnie taka, że uśmiech sam cisnął się na usta.
Jimin opierał się o Jina, który zawzięcie dyskutował z Alanem, czasami odzywając się do nas kaleczonym angielskim. Jedno jednak trzeba było przyznać, szybko się uczył, ale akcent miał beznadziejny. Śmieszny. Nikt jednak nie chciał się z niego śmiać, to byłoby nie na miejscu.
- Ten język jest dziwny - stwierdziła Stella, wpatrując się z dziwną miną w Jina i Alana.
Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się lekko.
- Bo ja wiem, jest dość ciekawy.
Wzrok Stelli natychmiast został skierowany w moją stronę, co spowodowało u mnie nagły wybuch śmiechu.
- No co? - spytałam, szeroko uśmiechnięta, patrząc na przyjaciółkę.
- Dziwna jesteś, skoro myślisz, że ten dziwny język nie jest dziwny - stwierdziła, kiwając głową.
- Oj, Stella. Każdy język, którym nie posługujesz się na co dzień będzie dla ciebie dziwny.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Może masz rację - przyznała. - Po za tym, heeeej. Czy ty się właśnie uśmiechasz? - dźgnęła mnie palcami w  żebra, na co ja zgięłam się lekko, krzywiąc się z bólu. Moje żebra są zbyt wrażliwe na takie rzeczy, zdecydowanie.
- Może - uniosłam kąciki ust w górę, zakładając włosy za ucho.
Dziewczyna wyszczerzyła się i pokręciła głową, ponownie kierując wzrok na Azjatów, próbując zrozumieć logikę posługiwania się, według niej, tym dziwnym językiem.
Spojrzałam raz jeszcze na Jina i Jimina. Dziwnie jest mieć do czynienia z prawdziwymi Koreańczykami. Różnili się nieco urodą od Alana, gdyż Alan nie był "czystej krwi". Jego matka była Koreanką, a ojciec Amerykaninem.
Jimin spał, a Jin go obejmował. Nie, Jin nie był gejem. Troszczył się o swoich bliskich, a Jimin, jak sam wcześniej powiedział, jest dla niego jak młodszy brat, o którego się martwi i którego kocha. Podobno w ich zespole, to on jest "mamusią".
Nawet wygląda na tekiego, który jest za wszystko odpowiedzialny. Jest jak... Jay w wersji azjatyckiej.
Poczułam jak miejsce koło mnie lekko się ugina i po chwili ktoś dotknął mojej dłoni, którą trzymałam na kolanie. Odwróciłam głowę i ujrzałam uśmiechniętego Max'a, który pochylił się lekko nade mną i złożył delikatny pocałunek na moim czole, co spowodowało pojawienie się rumieńców na moich policzkach.
- Cześć - powiedziałam cicho, po czym odchrząknęłam.
- Cześć Kim. Zaraz się zwijamy, co? - uśmiechnął się do mnie, zawijając sobie na palec kosmyk moich włosów. Kiwnęłam głową, patrząc w ziemię.
- Przyszedłeś po mnie? - spytałam.
Kiwnął głową, nie przestając bawić się moimi włosami.
- Ładnie ci z uśmiechem wiesz? - powiedział, a ja spojrzałam mu w oczy, zaciskając dłonie w pięści. Zaczęłam zdzierać skórkę z paznokci z powodu tego dziwnego poddenerwowania czy też zmieszania, w które wpędził mnie Max.
- Powinnaś się częściej uśmiechać - dodał po chwili, kładąc palce na kącikach moich ust i uniósł je ponownie w górę. - Zdecydowanie.
Uśmiechnęłam się, ponownie się czerwieniąc i nabrałam głęboko powietrza, prostując się.
Rozejrzałam się raz jeszcze dookoła, chcąc zapamiętać tę chwilę jak najlepiej. To jest pierwszy dobry dzień od... No właśnie. Od tamtego dnia.
Daniel śmiał się, próbując śpiewać, kiedy Jeremy przygrywał coś z kamienną miną, choć w jego oczach dostrzegalne były ogniki rozbawienia.
Jin rozczulał się nad uroczo śpiącym Jiminem, a Jay nad uroczo śpiącym Alanem, który wciśnięty był w fotel.
Stella opierała się o Jeremy'ego, prowadząc z kimś konwersację przez SMS'y na telefonie, co chwila wybuchając śmiechem.
Max chwycił mnie za rękę i wstał.
- Chodź, nie chcemy mieć chyba bardziej przerąbane, co? - spytał.
Pokręciłam przecząco głową.

♪♪♪♪

Wieczorem, leżąc w swoim łóżku, przeglądałam durnowate posty znajomych ze starej szkoły na Facebook'u. Tak, Facebook to jedyna możliwa rozrywka w tych czasach i również ja z niej korzystam, by po prostu, od czasu do czasu się odmóżdżyć.
I wtedy właśnie dostałam nowe zaproszenie od znajomych, od osoby "Zu Ray". Gdyby nie to dziwne, radosne i niepasujące do mojej Zu profilowe, powiedziałabym od razu, że to ona.
Dopiero, gdy je powiększyłam, przekonałam się o tym w stu procentach. Na zdjęciu była uśmiechnięta i nie był to jakiś wymuszony uśmiech. Był taki jak-nie-Zu.
Zaakceptowałam i chwilę potem dostałam od niej wiadomość.
Zu: Przeszkadzam?
Ty: nie, nie przeszkadzasz
Zu: Mogę ci zaufać, prawda?
Ty: jasne
Zu: To dobrze
Ty: czy cos sie stalo, Zu?
Zu: Nie. Znaczy...
Zu: Tak
Zu: Tak jakby.
Zu: Nie chcę cię tym zadręczać.
Ty: Zu, nie zadręczasz, o co chodzi?

Wyświetlone 23:25 

Ty: Zu?

Wyświetlone 23:30

Nie odpisała, zaczęłam się odrobinę martwić, bo, cóż... Te bandaże, wiadomo dlaczego tam są. Tak samo ciągłe naciąganie rękawów. Też wiadomo dlaczego. Myślała, że może się nie domyślę, albo, że nikt tego nie zauważy. Ale to jest bardziej niż oczywiste.

23:47

Zu: No bo widzisz, Kim...
Zu: Nie chcę żebyś od razu mnie oceniła, jak robią to inni.
Zu: Bo wiesz, to boli trochę
Zu: Jak każdy od razu z góry ocenia, że jesteś depresyjnym dzieckiem, które nic tylko narzeka na życie
Zu: Ja taka nie jestem
Zu: I wiesz
Zu: Nie chcę żebyś ty też mnie taką widziała
Zu: Okej, może i nie należę do najbardziej optymistycznych osób
Zu: Ale się boję Kim, naprawdę się boję

23:55

Zu: Kim?
Ty: Przepraszam, jejku, przysnęłam
Zu: Oh, okej. To nie przeszkadzam. Idź spać dalej. Dobranoc.

Zu aktywny(a) 1 minutę temu

Ty: Zu, nie będę cię oceniać, nie jestem taka. W sumie to cię lubię, wiesz? I trochę cię rozumiem. Dobranoc Zu, śpij dobrze. (:

Odłożyłam telefon na szafkę, przekręcając się na bok, w stronę pustego łóżka, niegdyś należącego do Kiry. Oh, ciekawe co u niej.
Zamknęłam oczy, próbując wyrzucić z siebie wszystkie myśli.
Po niedługim czasie usnęłam, wtedy jeszcze nie wiedziałam, jaka niespodzianka czekać mnie będzie następnego dnia.

♪♪♪♪

- Kim? - pani Richard, jedna z opiekunek, zaczepiła mnie, kiedy wychodziłam ze stołówki. Kazała mi zostać na chwilkę, bo ma mi coś ważnego do przekazania. 
Lekko zdziwiona, zatrzymałam się przy niej, a kiedy wszyscy wyszli, spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. 
- Coś się stało? 
Kobieta pokręciła przecząco głową, uśmiechając się promiennie. 
- Nie, nie. Chcę ci tylko powiedzieć, że dziś wcześniej zakończysz swoje zajęcia w szkole. O trzynastej odwiedzą nas państwo Bennington. Odbędą z tobą kolejną rozmowę - oznajmiła, a ja pokiwałam głową, czując jak moje serce zaczyna bić jeszcze szybciej. 
Odeszłam, rzucając ciche "Do widzenia". 
Chester Bennington i jego żona Talinda Bennington. Nie mogłam go skojarzyć na początku, może dlatego, że nie interesowałam się zbytnio jego osobą i tym, co robi. Jednak to nie dawało mi spokoju po pierwszym spotkaniu z nimi. Jak się okazało, jest dość znany. A ja? Ja nie wiedziałam o nim nic, mimo iż byłam niby obeznana w świecie "jego" muzyki. Problem w tym, że ja nigdy nie miałam pamięci do członków jakiegokolwiek zespołu. Nie wiem kto gra dokładnie w Metallice i czy Cobain był Nirvanie, albo skąd jest Dave Grohl. A Bennington grał w Linkin Park. 
Którego nie słuchałam, bo mi nie podpadli. Skoro coś mi nie podpadło, to czemu miałabym zwracać jakąkolwiek uwagę na ten zespół? 
A teraz... Teraz dowiaduję się, że ten Bennington chce mnie adoptować. Nie podoba mi się ten pomysł. On ma swoją rodzinę, ma swoje życie. Ma fanów i jest znany. To nie jest życie dla mnie. Teraz będą mnie postrzegać jako tą "Co się nad nią Bennington pilotował". A ja nie chcę żeby to tak wyglądało. 

W szkole wszystko wyglądało tak samo. Ciągle ci sami ludzie z innymi, tymi samymi ludźmi. Te same wyrazy twarzy i te same tematy rozmów. 
Jedyna zmiana, jaką dostrzegłam, to zmiana w Zu. Uśmiechała się i, hej, gdzie się podziały jej całkowicie czarne ubrania? 
Miała na sobie jasnoróżową koszulkę z napisem, który był w języku japońskim, chińskim bądź koreańskim. Ale tylko koszulka się wyróżniała. Reszta była standardowo czarna. 
- Cześć - podeszła do mnie, machając mi. Odmachałam, uśmiechając się lekko. Dziewczyna lekko się zmieszała, patrząc w ziemię. 
- Dziękuję, za wczoraj - powiedziała cicho, przeczesując włos palcami. 
Kiwnęłam głową. 
- Nie ma za co, serio - uśmiechnęłam się szerzej, a Zu spojrzała na mnie. 
Zauważyłam brak bandaży na jej rękach. Przygryzłam wargę. 
Wiem, co zobaczę, jeśli Zu odkryje rękawy i odwróci ręce. 
Dziewczyna zaciskała dłonie w pięści, rozglądając się dookoła nerwowo. 
- Gdzie twoja przyjaciółka? - spytała. 
Wzruszyłam ramionami. Naprawdę, nie wiedziałam gdzie ona jest, ale byłam pewna, że jest na pewno z Elliotem. 
- Jak masz tak właściwie na imię? - spytałam, mając nadzieję, że mi odpowie tym razem. 
Dziewczyna zmarszczyła brwi, uśmiechając się nerwowo. 
- Dlaczego o to pytasz? 
- Bo mówienie Zu wydaje mi się być dziwne. - zaśmiałam się krótko, czemu ona zawtórowała. 
- Mam na imię Hope - odpowiedziała uśmiechając się i patrząc mi w oczy. 


To Jin i Jimin, tak tylko mówię. 

xxx xxx xxx

Soł. Coś się dzieje. 
Dużo się dzieje. 
I teraz będzie się dużo dziać. 
Oh tak. Będzie. 
Proszę o komentarze! Błagam, piszcie komentarze.

niedziela, 14 lutego 2016

Annyeonghaseyo! – Rozidzial jedenasty.

Dziwnie jest spędzać samemu przerwę, ale nie narzekam. Zasłużyłam w pewnym sensie.
Widziałam Stellę dziś w szkole, patrzyła w moją stronę smutnym wzrokiem, ale ja to ignorowałam. Nie dlatego, że się obraziłam i nie zamierzam jako pierwsza wyciągać ręki, choć to moja wina. To dlatego, że nie potrafię rozmawiać teraz z nikim. Boli mnie przymus odezwania się, wolę milczeć i sprawiać wrażenie, jakby mnie tu wcale nie było.
- Cześć – cichy głos wyrwał mnie z zamyślenia, jednocześnie mnie zaskakując, przez co się wzdrygnęłam.
Odwróciłam wzrok i ujrzałam niewiele niższą ode mnie dziewczynę z czerwonymi włosami. Uśmiechała się niepewnie w moją stronę, lecz jej wzrok nie był skierowany na mnie. Uciekała nim w każde strony, od czasu do czasu zerkając na mnie. Znów była ubrana w ciemne kolory. Właściwie to miała na sobie tylko czarne ubrania. Jak zwykle.
- Cześć – odpowiedziałam, uśmiechając się do niej. Nie chciało mi się z nią rozmawiać, naprawdę. Dlaczego tu właściwie podeszła? Na poprzedniej przerwie jej nie było, więc pomyślałam, że teraz też jej nie będzie. O co bym się nie obraziła, bo naprawdę, wolałabym być teraz sama.
Dziewczyna rozejrzała się dookoła. Jej oczy były szeroko otwarte, cera blada. Czy coś jej się stało?
- Mogę usiąść koło ciebie dziś na angielskim? – spytała, patrząc na mnie.
Patrzyła na mnie, ale nie patrzyła mi w oczy. Nie lubię kiedy ktoś nie patrzy mi w oczy podczas rozmowy ze mną.
Westchnęłam i kiwnęłam głową. Naprawdę wolałabym zostać sama do końca dnia. Ale nie mogę jej jednocześnie odmówić, bo jej i tak już mocno dziwny humor bardziej by się popsuł.
Zu.
Dlaczego Zu?
Och, ten chłopak za nią ma fajną koszulkę z Qqueen.
Potrząsnęłam głową i spojrzałam na dziewczynę. Zu stała przede mną, naciągając rękawy mocno na dłonie. Rozciągnęła je przez to i teraz materiał wystawał poza jej palce. Ale jej to chyba nie przeszkadzało, wręcz odwrotnie.
- Nie jest ci gorąco? – spytałam, a ona gwałtownie podniosła wzrok i spojrzała mi prosto w oczy.
No w końcu!
- Hm? – zamrugała zdezorientowana.
- No czy ci nie jest ciepło. Wiesz, czerń, a na dworze jest gorąco i… - pomachałam rękami w powietrzu, gdyż zabrakło mi słów by zakończyć to zdanie. – No i masz długie rękawy.
Zu skrzywiła się lekko i spojrzała na swoje przysłonięte dłonie. Wzruszyła ramionami, nie dodając nic więcej. Chyba nie chciała rozmawiać na ten temat. Czy to ma coś wspólnego z jej bandażami? Pewnie tak.
Spojrzałam przed siebie, przyglądając się tym wszystkim osobom na korytarzu. Stella tam stała razem z Elliotem, który coś jej opowiadał rozbawiony.
Dostrzegła mnie i uśmiechnęła się lekko, przez co ja odwróciłam szybko wzrok, marszcząc brwi.
- Czemu z nią nie pogadasz?
Spojrzałam na Zu, która zajęta była – jak zwykle – wpatrywaniem się we wszystko inne.
Wzruszyłam ramionami, przygryzając policzek od środka.
- Chyba nie chcę – odpowiedziałam beznamiętnym tonem.
Nagle Zu zatrzymała wzrok na jednym obiekcie, mrugając gwałtownie kilka razy pod rząd. Otworzyła szeroko oczy i zrobiła krok w moją stronę. Co ją tak zadziwiło?
Podążyłam za jej wzrokiem i ujrzałam grupkę chłopaków. Wśród nich był jeden, bardzo się wyróżniający swoim zaraźliwym uśmiechem.
I to na niego patrzyła Zu.
- A ty czemu nie pogadasz z nim? – założyłam ramiona na piersi, opierając się o szafki za nami.
Zu przygryzła wargę. I powiedziała coś, co sprawiło, że poczułam się źle z faktem, że jeszcze kilka chwil temu chciałam żeby jej tu nie było.
- Bo na ludzi takich jak ja, nigdy nie zwraca się najmniejszej uwagi. On nawet by nie zauważył, gdybym się do niego odezwała.

♪ ♪ ♪ ♪

Dziś naprawdę jest gorąco.
Znaczy, tu zawsze jest gorąco, ale dzisiejszy dzień jest nie do zniesienia. Siedząc na przestanku autobusowym, skąd autobus zaraz ma zabrać mnie i kilka innych osób do sierocińca.
Patrząc na ruchliwą ulicę, starałam się nie skupiać myśli na dzisiejszym dniu w szkole, który stuprocentowo mogę zaliczyć do tych najgorszych. Stella nie odezwała się w ogóle, ja tak samo. Nie pojawiła się nawet na lekcjach, które miałyśmy razem z niewiadomych powodów.
Za to Zu trzymała się mnie jak małe dziecko matki. Wszystko byłoby okej, gdyby nie to, że nie mówiła prawie nic. Ciągle szukałam tematu do rozmów, a kiedy już udało mi się coś podłapać, ona kończyła to po wymianie dwóch, trzech zdań.
Ale nie potrafiłam jej powiedzieć, że ma się odczepić. Za każdym razem, kiedy próbowałam to zrobić, ona jakby to wyczuwała i patrzyła mi w oczy wzrokiem przepełnionym smutkiem i czymś jeszcze, czego nie potrafię opisać słowami.
Westchnęłam głęboko, odwracając głowę w bok.
W moją stronę szedł Max i nie był sam.
Przy nim szedł Alan, którego oczy przysłonięte były przez okulary przeciwsłoneczne. Tym razem miał na sobie czarną koszulkę (co oni mają dziś z tym czarnym, jest tak gorąco!) z napisem „Ja nie dam rady? Podaj mi klapki!” i czarne, sięgające do kolan spodnie.
- Kimmy! – krzyknął Azjata, wyciągając ramiona w moją stronę.
Wstałam niepewnie z ławki, nakładając torbę na ramię i uśmiechnęłam się niepewnie, pozwalając mu się przytulić.
- Nie dzwoniłaś – powiedział, kładąc dłonie na moich ramionach, odsuwając mnie od siebie, na długość jego rąk. – Nie odzywałaś się. Stella powiedziała, że nie jest najlepiej. I wspomniała coś o kłótni. Kim, o co chodzi? – jego głos spoważniał.
Zabrał jedną z dłoni, by móc ściągnąć okulary i spojrzeć mi prosto w oczy.
Westchnęłam głęboko, wbijając wzrok w ziemię.
- Opowiesz mi na miejscu – dodał po chwili, kiedy zrozumiał, że brak mi odwagi by teraz o tym mówić. Zwłaszcza, że jest tu jeszcze Max, którego na pewno nie chciałabym o tym wszystkim informować.
Podniosłam gwałtownie głowę.
- Na miejscu? – uniosłam brew w górę.
- Max ci nie mówił?
Pokręciłam przecząco głową.
Alan wzruszył tylko ramionami i się uśmiechnął.
- Dzisiejszy dzień spędzasz z nami, słoneczko. 

♪ ♪ ♪ ♪

Tym razem wszyscy zebrali się w mieszkaniu chłopaków. Na wejściu zostałam przywitana przez Jay’a, którego uścisk był stanowczo za mocny. Reszta chłopaków siedziała już w salonie. Jeremy posłał w moją stronę krótki uśmiech, a Daniel nie przywitał się wcale. Był zajęty brzdąkaniem na gitarze, które i tak nie miało sensu.
W rogu pokoju siedziała również Stella, która wymieniła ze mną spojrzenie na samym początku, gdy tylko przekroczyłam próg pokoju.
Była zajęta czytaniem książki.
Alan kazał mi usiąść na kanapie i poczekać chwilę. Jak powiedział, tak też zrobiłam.
Kiedy tylko zajęłam swoje miejsce, Daniel odwrócił głowę w moją stronę. Miał przekrwione, podkrążone oczy, a jego uśmiech wyglądał jak uśmiech człowieka, który za moment pójdzie i rzuci się z mostu, zakańczając tym samym swój marny żywot.
- Cześć – powiedział swoim zachrypniętym głosem.
- Cześć – odpowiedziałam, uśmiechając się lekko. Chyba się denerwowałam. Nie lubię rozmawiać, czy po prostu odzywać się do ludzi, których prawie nie znam. Zwłaszcza jeśli są to chłopcy. Nie lubię tego i już, zawsze boję się, że zrobię coś nie tak, że się zbłaźnię przez co od razu zostanę skreślona przez tę osobę.
Prawy kącik ust Daniela uniósł się nieco wyżej, po czym chłopak wrócił do przerwanej czynności.
Położyłam dłonie na udach, pocierając nimi o materiał spodni, wzrok wbiłam w ziemię, czując się jeszcze bardziej spięta niż poprzednio. Nie lubię takich sytuacji. Wszyscy postrzegają przebywanie wśród ludzi jako coś dobrego, bo w końcu nie jesteś jakimś "zjebem" trzymającym się na uboczu, tylko śmiejesz się z innymi, spędzasz z nimi czas i w ogóle.
A ja taka nie jestem. Ograniczam się do spędzania czasu z maksymalnie dwoma osobami. Dlaczego?
Bo nie czuję się sobą, kiedy jest ich więcej. Czuję się wtedy jakbym była na uboczu, bo się nie odzywam. A nie odzywam się bo nigdy nie wiem o czym mówić. Chciałabym to w sobie zmienić, ale wydaje mi się, że po prostu nie umiem.
Przykładowo, kiedy spędzam czas sam na sam ze Stellą, mogę rozmawiać z nią o wszystkim bez przerwy. Ale kiedy już pojawia się ktoś inny, automatycznie tracę język w buzi i nie odzywam się. A kiedy zdobędę się na odwagę, by to zrobić, to już wtedy jest naprawdę coś.
Rany, chcę już wrócić do swojego pokoju i zaszyć się w nim na dobre kilka dni.
Nagle do pokoju wparowuje Alan wraz z dwójką innych osób, którzy są podobni do niego. Podobni, to znaczy… Również są Azjatami. Kłócą się o coś, co można wywnioskować po ich uniesionych głosach. Niestety nie można zrozumieć żadnego wypowiedzianego przez nich słowa. Mówią w jednym z tych Azjatyckich języków, którego nikt nie zrozumie.
Jeden z nich, ten wyższy, o pełnych ustach, które kształtem przypominały serce, opierał się o framugę drzwi i wywracał oczami, na każde słowo wypowiedziane przez Alana. Był szeroki w barkach i przeraźliwie chudy, co wyglądało dość dziwnie.
I miał wyraźnie zarysowane jabłko Adama.
Drugi z nich, nieco niższy i pulchniejszy na twarzy, zdawał się w ogóle nie byś skupiony na tym co do niego mówią, przeglądał coś w telefonie, od czasu do czasu wybuchając śmiechem. Miał pomarańczowe włosy. Nie, nie rude. Pomarańczowe.
Alan wywrócił oczami i zdenerwowany opadł na kanapie przy mnie. Oparł łokciami o kolana i schował twarz w dłonie.
- Zostaw idiotów samych to wyżrą ci wszystko z lodówki – wymamrotał, na co Daniel zareagował niepohamowanym śmiechem.
- Mówiłem ci Al, ostrzegałem. – pokręcił głową.
Alan uderzył Daniela w tył głowy i wstał.
A ja przyglądałam się temu wszystkiemu z boku mocno zdziwiona i zdezorientowana zaistniała sytuacją. Alan chwycił tamtą dwójkę za ramiona i wyprowadził z salonu.
- To jego kuzyni – usłyszałam głos Stelli, na którego dźwięk od razu podskoczyłam w miejscu. Odwróciłam głowę.
Nie patrzyła na mnie, wzrokiem obserwowała swoje dłonie, które zaciskała w pięści i rozluźniała je co chwilę.
- Jin, to ten wyższy, a Jimin to ten niższy. Są tu od dwóch dni – dodała po chwili i przeniosła wzrok na mnie, lekko się uśmiechając. – Słuchaj Kim… Przepraszam, że powiedziałam to wszystko Alanowi, ale…
- Stella. Rozumiem. – przerwałam jej i przygryzłam wargę, podnosząc się. Podeszłam do dziewczyny i niepewnie ją przytuliłam, co ona od razu odwzajemniła.
Nie lubię przytulać się do kogoś z własnej woli, bo mam wrażenie, że robię wtedy źle, ale…
Musiałam.
Odsunęłam się od niej i westchnęłam, wsuwając dłonie w tyle kieszenie spodni.
- Zgoda? – spytała.
Przygryzłam wargę, bijąc się z myślami. Bo, o rany, mam tak dużo jeszcze do powiedzenia, powinnam się jej teraz wytłumaczyć, powiedzieć o co mi chodzi. Powiedzieć to wszystko i mieć spokój.
Ale nie potrafię.
- Zgoda – odparłam i uśmiechnęłam się.


xxx xxx xxx

Oh. Miesiąc bez rozdziału. 
Chyba nikt nie tęsknił. xD
W ogóle, dopiero teraz zauważyłam, ze zmieniłam czas w jakim to piszę. 
Jak. 
Nie ważne, do teraz będę się pilnować! xD
No to do następnego!
ps. Anneyonghaseto to Dzień dobry po Koreańsku. (: