niedziela, 5 kwietnia 2015

Zastanawiales sie moze kiedys dlaczego to co sie dzieje w naszym zyciu, jest przypisane akurat nam? - Rozdzial pierwszy.

Kiedy jesteś szczęśliwy, myślisz, że masz wszystko co człowiek może chcieć, prawda? No i po części przyznam ci rację. Bo bez szczęścia nie można... Nie można być szczęśliwym.
Zastanawiałeś się może, czym tak naprawdę jest TWOJE szczęście? Co powoduje, że się uśmiechasz, że... Po prostu masz chęć by istnieć, by żyć.
Ja dużo nad tym myślałam, okropnie dużo.
Och, przepraszam. Zapomniałabym. Mam na imię Kim, mam piętnaście lat i mam wielką wyobraźnię, ogromną ilość marzeń, dziwny tok myślenia i dość nietypowy styl. Co mogę jeszcze powiedzieć o sobie, abyście się do mnie bardziej przekonali i bliżej poznali? Cóż. Muzyka jest moim życiem, nie rozstaję się ze swoimi słuchawkami i telefonem prawie w ogóle. Nawet do łazienki z nimi chodzę (tak, to trochę dziwne). Nie wierzę w wielkie miłości i nie wymagam księcia na białym rumaku bla bla bla. Właściwie to zależy mi bardziej na takiej prawdziwej przyjaźni, w której otrzymam wsparcie... i takie inne.
Ym... Nie lubię się nie przedstawiać, nie lubię jak ktoś mało o mnie wie i mnie od razu ocenia... Więc tak... Właściwie to nie wiem od czego zacząć, bo... um. To jest i będzie moja historia, którą spiszę i będę spisywać. Chciałabym zacząć od wydarzenia, które wywróciło moje życie do góry nogami.
Konkretniej - od śmierci mojej rodziny. Tak, rodziny. Mamy, taty, rodzeństwa. W sumie jestem sama... Co prawda, mam dziadków, ale ci mieszkają w domu starców i nie bardzo na rękę jest im przygarnięcie mnie. Więc jestem tutaj, w domu dziecka.
Mieszkam tu od kilkunastu godzin. Miałam kilka rozmów z psychologiem i jeszcze jakimiś ludźmi, których tak naprawdę gówno obchodzi co czuję, oni tylko wykonują swoją pracę. Jak wszyscy tutaj. Nasi opiekunowie i inni. Oni nie są tu bo nas kochają, tylko wykonują swoją pracę. A mnie i tak tu nie będzie. Jeszcze trzy lata i się stąd ulotnię.
Kim będę? Jeszcze nie wiem. Może artystą, może muzykiem. Nie wiem. Ale nie o tym. Miałam mówić o śmierci rodziny.
Ludzie myślą, że to takie ciężkie rozmawianie o tym, ze to sprawia ogromny ból i tak dalej. No bo fakt, sprawia, ale... Mnie uczono, że nie ważne jak byłoby źle, szukaj dobrych stron.
Co dobrego mogę znaleźć w... tak ogromnej tragedii? Chociażby to, że żyję. Czyli... no żyję i najwyraźniej żyć muszę.  Moja rodzina pojechała sobie na wycieczkę, a ja jako jedyna zostałam w domu (nawet nie chciałam jechać, to miała być kara). No i nie zginęłam w tym pieprzonym wypadku.
Stało się, cóż. Muszę żyć dalej. Sama czy nie. Prawda, boli mnie wiele rzeczy, bo nie będzie już tak jak było...
Owszem, pojawiają się u mnie myśli typu "też mogłam zginąć", "dlaczego nie było mnie tam z nimi", ale próbuję to sobie tłumaczyć w ten sposób, że... Tak miało być i ja z tym nic nie zrobię.
No i to na tyle, jeśli chodzi o to złe.
I nie, nie okaleczam się.
Nie, nie mam w tej chwili myśli samobójczych.
Nie, nie chcę pogrążyć się w rozpaczy i użalać się nad wszystkim i wszystkimi a potem popaść w coś zwanego depresją i...
... zabić się.
Nie chcę tak skończyć. Nie po to mam tyle marzeń.
Moimi marzeniami są... koncerty.
Tak, chcę jeździć na koncerty.
I podróże!
I setki miliony innych rzeczy.

Z zamyślenia wyrywa mnie pukanie do drzwi. Gwałtownie wstaję z łóżka i idę w ich kierunku. Um, znów gadałam do samej siebie, znaczy... myślałam. Boże, Kim. Przecież tu nie ma ludzi a ty wydajesz się mieć wrażenie, że jest ich tu tłumy i do nich przemawiasz. Jakbyś była kimś superważnym, a nie jesteś.
Do pomieszczenia wchodzi kobieta, jedna z opiekunów.
- Wygląda na to, że nie będziesz tu sama, Kim - uśmiecha się ciepło. Ją jako jedyną lubię, jej uśmiechy wydaja się być szczerze (choć dobrze wiemy, że nie są, Naprawdę jest bardzo zmęczona ciągłą pracą i chciałaby w końcu odpocząć).
- Um... - splatam ramiona na piersi. - To znaczy? - unoszę brwi.
- Będziesz mieć współlokatorkę - jej uśmiech się poszerza, a ja zaczynam czuć się dziwnie.
- Kiedy?
- Najprawdopodobniej jeszcze dziś.
Kiwam głową.
- Spoko - mówię najzwyczajniej w świecie i odwracam się w stronę łóżka. - A... jak ma na imię?
- Kira. Dogadacie się - uśmiecha się ostatni raz i opuszcza pokój.
Będę mieć współlokatorkę. Powinno być ciekawie. Mam tylko nadzieję, że nie będzie to jakaś psychofanka jakiegoś ślicznego artysty i nie będzie ciągle do niego wzdychać. Bo tego nie wytrzymam.
Kładę się z powrotem na łóżku i zamykam oczy.

Jestem Kim i... pomimo swojego wieku, pragnę zmienić ten świat w jakiś sposób zanim odejdę. A do tego, mam nadzieję, zostało mi jeszcze wiele czasu...



xxx xxx xxx

Nie jest to superświetne ale... Starałam się. I mam nadzieję, że teraz nikt nie oceni opowiadania z góry i nie napisze "że jest przewidywalne itd. Nie wiecie co chcę tu pokazać, więc nie piszcie takich rzeczy. Dajcie mi się rozkręcić, proszę. 
I zostawcie po sobie komentarz. 
Dzięki!