Jay próbował rozśmieszyć wszystkich dookoła swoimi tandetnymi żartami, które nie śmieszyły ani trochę. Śmialiśmy się z tego, jak on się śmieje, albo z tego, że po prostu atmosfera panująca w tym małym pomieszczeniu była właśnie taka, że uśmiech sam cisnął się na usta.
Jimin opierał się o Jina, który zawzięcie dyskutował z Alanem, czasami odzywając się do nas kaleczonym angielskim. Jedno jednak trzeba było przyznać, szybko się uczył, ale akcent miał beznadziejny. Śmieszny. Nikt jednak nie chciał się z niego śmiać, to byłoby nie na miejscu.
- Ten język jest dziwny - stwierdziła Stella, wpatrując się z dziwną miną w Jina i Alana.
Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się lekko.
- Bo ja wiem, jest dość ciekawy.
Wzrok Stelli natychmiast został skierowany w moją stronę, co spowodowało u mnie nagły wybuch śmiechu.
- No co? - spytałam, szeroko uśmiechnięta, patrząc na przyjaciółkę.
- Dziwna jesteś, skoro myślisz, że ten dziwny język nie jest dziwny - stwierdziła, kiwając głową.
- Oj, Stella. Każdy język, którym nie posługujesz się na co dzień będzie dla ciebie dziwny.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Może masz rację - przyznała. - Po za tym, heeeej. Czy ty się właśnie uśmiechasz? - dźgnęła mnie palcami w żebra, na co ja zgięłam się lekko, krzywiąc się z bólu. Moje żebra są zbyt wrażliwe na takie rzeczy, zdecydowanie.
- Może - uniosłam kąciki ust w górę, zakładając włosy za ucho.
Dziewczyna wyszczerzyła się i pokręciła głową, ponownie kierując wzrok na Azjatów, próbując zrozumieć logikę posługiwania się, według niej, tym dziwnym językiem.
Spojrzałam raz jeszcze na Jina i Jimina. Dziwnie jest mieć do czynienia z prawdziwymi Koreańczykami. Różnili się nieco urodą od Alana, gdyż Alan nie był "czystej krwi". Jego matka była Koreanką, a ojciec Amerykaninem.
Jimin spał, a Jin go obejmował. Nie, Jin nie był gejem. Troszczył się o swoich bliskich, a Jimin, jak sam wcześniej powiedział, jest dla niego jak młodszy brat, o którego się martwi i którego kocha. Podobno w ich zespole, to on jest "mamusią".
Nawet wygląda na tekiego, który jest za wszystko odpowiedzialny. Jest jak... Jay w wersji azjatyckiej.
Poczułam jak miejsce koło mnie lekko się ugina i po chwili ktoś dotknął mojej dłoni, którą trzymałam na kolanie. Odwróciłam głowę i ujrzałam uśmiechniętego Max'a, który pochylił się lekko nade mną i złożył delikatny pocałunek na moim czole, co spowodowało pojawienie się rumieńców na moich policzkach.
- Cześć - powiedziałam cicho, po czym odchrząknęłam.
- Cześć Kim. Zaraz się zwijamy, co? - uśmiechnął się do mnie, zawijając sobie na palec kosmyk moich włosów. Kiwnęłam głową, patrząc w ziemię.
- Przyszedłeś po mnie? - spytałam.
Kiwnął głową, nie przestając bawić się moimi włosami.
- Ładnie ci z uśmiechem wiesz? - powiedział, a ja spojrzałam mu w oczy, zaciskając dłonie w pięści. Zaczęłam zdzierać skórkę z paznokci z powodu tego dziwnego poddenerwowania czy też zmieszania, w które wpędził mnie Max.
- Powinnaś się częściej uśmiechać - dodał po chwili, kładąc palce na kącikach moich ust i uniósł je ponownie w górę. - Zdecydowanie.
Uśmiechnęłam się, ponownie się czerwieniąc i nabrałam głęboko powietrza, prostując się.
Rozejrzałam się raz jeszcze dookoła, chcąc zapamiętać tę chwilę jak najlepiej. To jest pierwszy dobry dzień od... No właśnie. Od tamtego dnia.
Daniel śmiał się, próbując śpiewać, kiedy Jeremy przygrywał coś z kamienną miną, choć w jego oczach dostrzegalne były ogniki rozbawienia.
Jin rozczulał się nad uroczo śpiącym Jiminem, a Jay nad uroczo śpiącym Alanem, który wciśnięty był w fotel.
Stella opierała się o Jeremy'ego, prowadząc z kimś konwersację przez SMS'y na telefonie, co chwila wybuchając śmiechem.
Max chwycił mnie za rękę i wstał.
- Chodź, nie chcemy mieć chyba bardziej przerąbane, co? - spytał.
Pokręciłam przecząco głową.
♪♪♪♪
Wieczorem, leżąc w swoim łóżku, przeglądałam durnowate posty znajomych ze starej szkoły na Facebook'u. Tak, Facebook to jedyna możliwa rozrywka w tych czasach i również ja z niej korzystam, by po prostu, od czasu do czasu się odmóżdżyć.
I wtedy właśnie dostałam nowe zaproszenie od znajomych, od osoby "Zu Ray". Gdyby nie to dziwne, radosne i niepasujące do mojej Zu profilowe, powiedziałabym od razu, że to ona.
Dopiero, gdy je powiększyłam, przekonałam się o tym w stu procentach. Na zdjęciu była uśmiechnięta i nie był to jakiś wymuszony uśmiech. Był taki jak-nie-Zu.
Zaakceptowałam i chwilę potem dostałam od niej wiadomość.
Zu: Przeszkadzam?
Ty: nie, nie przeszkadzasz
Zu: Mogę ci zaufać, prawda?
Ty: jasne
Zu: To dobrze
Ty: czy cos sie stalo, Zu?
Zu: Nie. Znaczy...
Zu: Tak
Zu: Tak jakby.
Zu: Nie chcę cię tym zadręczać.
Ty: Zu, nie zadręczasz, o co chodzi?
Wyświetlone 23:25
Ty: Zu?
Wyświetlone 23:30
Nie odpisała, zaczęłam się odrobinę martwić, bo, cóż... Te bandaże, wiadomo dlaczego tam są. Tak samo ciągłe naciąganie rękawów. Też wiadomo dlaczego. Myślała, że może się nie domyślę, albo, że nikt tego nie zauważy. Ale to jest bardziej niż oczywiste.
23:47
Zu: No bo widzisz, Kim...
Zu: Nie chcę żebyś od razu mnie oceniła, jak robią to inni.
Zu: Bo wiesz, to boli trochę
Zu: Jak każdy od razu z góry ocenia, że jesteś depresyjnym dzieckiem, które nic tylko narzeka na życie
Zu: Ja taka nie jestem
Zu: I wiesz
Zu: Nie chcę żebyś ty też mnie taką widziała
Zu: Okej, może i nie należę do najbardziej optymistycznych osób
Zu: Ale się boję Kim, naprawdę się boję
23:55
Zu: Kim?
Ty: Przepraszam, jejku, przysnęłam
Zu: Oh, okej. To nie przeszkadzam. Idź spać dalej. Dobranoc.
Zu aktywny(a) 1 minutę temu
Ty: Zu, nie będę cię oceniać, nie jestem taka. W sumie to cię lubię, wiesz? I trochę cię rozumiem. Dobranoc Zu, śpij dobrze. (:
Odłożyłam telefon na szafkę, przekręcając się na bok, w stronę pustego łóżka, niegdyś należącego do Kiry. Oh, ciekawe co u niej.
Zamknęłam oczy, próbując wyrzucić z siebie wszystkie myśli.
Po niedługim czasie usnęłam, wtedy jeszcze nie wiedziałam, jaka niespodzianka czekać mnie będzie następnego dnia.
I wtedy właśnie dostałam nowe zaproszenie od znajomych, od osoby "Zu Ray". Gdyby nie to dziwne, radosne i niepasujące do mojej Zu profilowe, powiedziałabym od razu, że to ona.
Dopiero, gdy je powiększyłam, przekonałam się o tym w stu procentach. Na zdjęciu była uśmiechnięta i nie był to jakiś wymuszony uśmiech. Był taki jak-nie-Zu.
Zaakceptowałam i chwilę potem dostałam od niej wiadomość.
Zu: Przeszkadzam?
Ty: nie, nie przeszkadzasz
Zu: Mogę ci zaufać, prawda?
Ty: jasne
Zu: To dobrze
Ty: czy cos sie stalo, Zu?
Zu: Nie. Znaczy...
Zu: Tak
Zu: Tak jakby.
Zu: Nie chcę cię tym zadręczać.
Ty: Zu, nie zadręczasz, o co chodzi?
Wyświetlone 23:25
Ty: Zu?
Wyświetlone 23:30
Nie odpisała, zaczęłam się odrobinę martwić, bo, cóż... Te bandaże, wiadomo dlaczego tam są. Tak samo ciągłe naciąganie rękawów. Też wiadomo dlaczego. Myślała, że może się nie domyślę, albo, że nikt tego nie zauważy. Ale to jest bardziej niż oczywiste.
23:47
Zu: No bo widzisz, Kim...
Zu: Nie chcę żebyś od razu mnie oceniła, jak robią to inni.
Zu: Bo wiesz, to boli trochę
Zu: Jak każdy od razu z góry ocenia, że jesteś depresyjnym dzieckiem, które nic tylko narzeka na życie
Zu: Ja taka nie jestem
Zu: I wiesz
Zu: Nie chcę żebyś ty też mnie taką widziała
Zu: Okej, może i nie należę do najbardziej optymistycznych osób
Zu: Ale się boję Kim, naprawdę się boję
23:55
Zu: Kim?
Ty: Przepraszam, jejku, przysnęłam
Zu: Oh, okej. To nie przeszkadzam. Idź spać dalej. Dobranoc.
Zu aktywny(a) 1 minutę temu
Ty: Zu, nie będę cię oceniać, nie jestem taka. W sumie to cię lubię, wiesz? I trochę cię rozumiem. Dobranoc Zu, śpij dobrze. (:
Odłożyłam telefon na szafkę, przekręcając się na bok, w stronę pustego łóżka, niegdyś należącego do Kiry. Oh, ciekawe co u niej.
Zamknęłam oczy, próbując wyrzucić z siebie wszystkie myśli.
Po niedługim czasie usnęłam, wtedy jeszcze nie wiedziałam, jaka niespodzianka czekać mnie będzie następnego dnia.
♪♪♪♪
- Kim? - pani Richard, jedna z opiekunek, zaczepiła mnie, kiedy wychodziłam ze stołówki. Kazała mi zostać na chwilkę, bo ma mi coś ważnego do przekazania.
Lekko zdziwiona, zatrzymałam się przy niej, a kiedy wszyscy wyszli, spojrzałam na nią pytającym wzrokiem.
- Coś się stało?
Kobieta pokręciła przecząco głową, uśmiechając się promiennie.
- Nie, nie. Chcę ci tylko powiedzieć, że dziś wcześniej zakończysz swoje zajęcia w szkole. O trzynastej odwiedzą nas państwo Bennington. Odbędą z tobą kolejną rozmowę - oznajmiła, a ja pokiwałam głową, czując jak moje serce zaczyna bić jeszcze szybciej.
Odeszłam, rzucając ciche "Do widzenia".
Chester Bennington i jego żona Talinda Bennington. Nie mogłam go skojarzyć na początku, może dlatego, że nie interesowałam się zbytnio jego osobą i tym, co robi. Jednak to nie dawało mi spokoju po pierwszym spotkaniu z nimi. Jak się okazało, jest dość znany. A ja? Ja nie wiedziałam o nim nic, mimo iż byłam niby obeznana w świecie "jego" muzyki. Problem w tym, że ja nigdy nie miałam pamięci do członków jakiegokolwiek zespołu. Nie wiem kto gra dokładnie w Metallice i czy Cobain był Nirvanie, albo skąd jest Dave Grohl. A Bennington grał w Linkin Park.
Którego nie słuchałam, bo mi nie podpadli. Skoro coś mi nie podpadło, to czemu miałabym zwracać jakąkolwiek uwagę na ten zespół?
A teraz... Teraz dowiaduję się, że ten Bennington chce mnie adoptować. Nie podoba mi się ten pomysł. On ma swoją rodzinę, ma swoje życie. Ma fanów i jest znany. To nie jest życie dla mnie. Teraz będą mnie postrzegać jako tą "Co się nad nią Bennington pilotował". A ja nie chcę żeby to tak wyglądało.
W szkole wszystko wyglądało tak samo. Ciągle ci sami ludzie z innymi, tymi samymi ludźmi. Te same wyrazy twarzy i te same tematy rozmów.
Jedyna zmiana, jaką dostrzegłam, to zmiana w Zu. Uśmiechała się i, hej, gdzie się podziały jej całkowicie czarne ubrania?
Miała na sobie jasnoróżową koszulkę z napisem, który był w języku japońskim, chińskim bądź koreańskim. Ale tylko koszulka się wyróżniała. Reszta była standardowo czarna.
- Cześć - podeszła do mnie, machając mi. Odmachałam, uśmiechając się lekko. Dziewczyna lekko się zmieszała, patrząc w ziemię.
- Dziękuję, za wczoraj - powiedziała cicho, przeczesując włos palcami.
Kiwnęłam głową.
- Nie ma za co, serio - uśmiechnęłam się szerzej, a Zu spojrzała na mnie.
Zauważyłam brak bandaży na jej rękach. Przygryzłam wargę.
Wiem, co zobaczę, jeśli Zu odkryje rękawy i odwróci ręce.
Dziewczyna zaciskała dłonie w pięści, rozglądając się dookoła nerwowo.
- Gdzie twoja przyjaciółka? - spytała.
Wzruszyłam ramionami. Naprawdę, nie wiedziałam gdzie ona jest, ale byłam pewna, że jest na pewno z Elliotem.
- Jak masz tak właściwie na imię? - spytałam, mając nadzieję, że mi odpowie tym razem.
Dziewczyna zmarszczyła brwi, uśmiechając się nerwowo.
- Dlaczego o to pytasz?
- Bo mówienie Zu wydaje mi się być dziwne. - zaśmiałam się krótko, czemu ona zawtórowała.
- Mam na imię Hope - odpowiedziała uśmiechając się i patrząc mi w oczy.
To Jin i Jimin, tak tylko mówię.
xxx xxx xxx
Soł. Coś się dzieje.
Dużo się dzieje.
I teraz będzie się dużo dziać.
Oh tak. Będzie.
Proszę o komentarze! Błagam, piszcie komentarze.