sobota, 5 grudnia 2015

"Pękam jak bańka mydlana" - Rozdział dziewiąty.

- Jesteś na mnie zła? - pyta Max, podczas gdy idziemy wolnym krokiem do mojego pokoju, gdzie zapewne zastanę poddenerwowaną Kirę. Mówiłam już może, że jej narzekanie na to co robię, zaczęło mnie denerwować? Nie? To teraz o tym mówię. Czuję się jak w klatce, kiedy z nią przebywam. Jest naprawdę w porządku, ale nie dogadujemy się zbytnio. Zaraz po tym, jak Max zjawił się u mnie w pokoju, musiałam iść do gabinetu, gdzie, rzecz jasna, dostałam opieprz i pouczenie, że następnym razem kara mnie nie ominie. Do dupy takie życie. Gdyby moi rodzice żyli, mogłabym robić co chcę.
Wzruszam ramionami, podciągając rękawy koszuli do łokci.
- Nie jestem zła, już ci to mówiłam - odpowiadam, patrząc w ziemię. Uśmiecham się półgębkiem. - Nie rozumiem tylko, dlaczego mnie wtedy pocałowałeś.
Chłopak milczy. Napięcie pomiędzy naszą dwójką jest wyczuwalne tak bardzo, że mi nie dobrze. Ściska mnie w żołądku, kiedy o tym myślę. Mam ochotę zapaść się pod ziemię, lub zniknąć. Albo najlepiej cofnąć czas.
- Zamierzasz... Mi odpowiedzieć? - mruczę pod nosem, wciąż na niego nie patrząc. Stajemy pod drzwiami mojego pokoju. Max stoi przede mną z dłońmi w kieszeniach spodni. Nie patrzy na mnie, jego wzrok jest nieobecny, zamyślony. Wzdycham ciężko, wyczekując na jakikolwiek ruch z jego strony. Chyba mi się zdaje, ale mam déjà vu. Brakuje jeszcze, żeby znów mnie pocałował i potem znów uciekł, jak wtedy.
Jego ramiona wędrują na moje biodra, zaciskają się na nich. Przyciąga mnie do siebie i patrzy na mnie. Czuję jego wzrok na moich ustach, potem patrzy mi w oczy i przygryza wargę.
- Chyba zagubiłem się we własnych uczuciach - szepcze i uśmiecha się bardzo smutno. Tak smutno, że aż ściska mnie za serce. Mam ochotę go przytulić, pogłaskać po policzku. Rozpłakać się i powiedzieć, że będzie dobrze. Jednak nie stać mnie na żaden ruch. Moje ciało znieruchomiało, kiedy to on mnie dotknął.
- Chciałbym ci powiedzieć, że mi się podobasz, ale nie mogę - dodaje po chwili. - Chociaż teraz to powiedziałem, nie potrafię tego powtórzyć patrząc ci prosto w oczy. - odwraca wzrok.
- Max...
- Nie, Kim. Daj mi skończyć - jego wzrok spotyka się z moim. Nigdy wcześniej nie widziałam tak smutnych oczu. Naprawdę.
Kiwam powoli głową, a on nabiera głęboko powietrza. Wypuszcza je potem ze świstem i zamyka oczy na kilka sekund. To wszystko trwa tylko chwilę, ale dla mnie to wieczność.
Kiedy je otwiera, są w nich łzy. Nie spływają jednak one po jego policzkach. Po prostu tam są. Są i grożą tym, że jeśli Max pozwoli sobie na jeszcze jedną chwilę słabości, one się ujawnią.
- To co powiedziałem, to jest prawda, Kim. Z niewiadomych powodów, podobasz mi się. - zaczyna bawić się kosmykiem moich włosów. - Ale wiem, że ty do mnie nie czujesz nic - jego głos drży niebezpiecznie. Wiem, że jest bliski płaczu. Z trudem połyka ślinę. - I nie mam ci tego za złe. Rozumiem to. Dam ci czas. - szepcze i zbliża swoją twarz do mnie. Kiedy myślę, że znów mnie pocałuje, on kieruje swoje usta nieco wyżej, składając delikatny pocałunek na moim czole. - Dobranoc - szepcze i odchodzi.
- Dobranoc - odpowiadam, ale on już tego nie słyszy.

♪ ♪ ♪

Stella przygląda mi się uważnie marszcząc brwi. Zachowuje się tak od rana, jednak ja udaję, że tego nie widzę. Nie bardzo mam ochotę mówić jej o tym, co miało miejsce wczoraj, zaraz po tym jak Alan odwiózł nas do "domu". Samą mnie to męczyło, a dziele się z kimś tą informacją jak dla mnie nie było najlepszym pomysłem. 
- Jesteś dziwna - stwierdziła dziewczyna, na co ja odpowiedziałam krótkim prychnięciem. 
- No co ty - powiedziałam z sarkazmem, przeglądając listę utworów moim telefonie. I tak nic nie puszczę, nie mam ochoty nic słuchać w tej chwili. 
- Kim, możesz powiedzieć co się stało? - pyta, myśląc, że uda jej się cokolwiek ze mnie wyciągnąć. 
- Mam dziś rozmowę z nowymi "rodzicami" - kłamię, rozglądając się po korytarzu. 
-  I z tego powodu jesteś taka przybita? Nie cieszysz się, że w końcu się wyrwiesz z bidula? 
Milczę. Sama nie wiem, czy się cieszę, Stello. Życie mi się komplikuje. Hah, śmiesznie to brzmi, prawda? Życie komplikuje się  mi, nastoletniej dziewczynie, która tak naprawdę o życiu nie wie nic. To jest śmieszne, zdaję sobie z tego sprawę. To zabrzmiało tak... dorośle. A ja jestem tylko smarkaczem, któremu chwilowo nic się nie układa, bo co rusz wkopuję się w kolejne gówno, z którego ciężko mi jest wyjść. Przewracam oczami. Życie jest ciężkie. Życie jest skomplikowane. Kiedy w głowie mam te słowa, chce mi się śmiać. To brzmi, jak myśli tych wszystkich pokrzywdzonych dzieci z tumblr'a. 
- Kim! Odpowiadaj, jak pytam - z zamyślenia wyrywa mnie głos Stelli. 
- Uhm, co? A. Znaczy... Tak, cieszę się, że się stamtąd wyrwę, ale wiesz. Nie znam tych ludzi - unoszę kącik ust w górę. 
Stella kiwa głową w geście zrozumienia. 
- O, prawie zapomniałam. - Stella podskakuje w miejscu i podaje mi karteczkę. - Alan prosił, byś do niego dziś zadzwoniła. 
Kiwam głową i biorę od niej świstek papieru z zapisanym na nim numerem.
- Okej - odpowiadam i chowam kartkę do plecaka. To dziwne, ale ja już teraz wiem, że nigdzie nie zadzwonię. Po prostu jestem tego stuprocentowo pewna. - Mamy teraz... angielski?
Stella kiwa głową i zaraz po tym jak dzwonek obwieszcza koniec przerwy, kierujemy się pod salę, gdzie mamy mieć lekcje. 

Po szkole, siedząc samotnie w pokoju, w którym nie ma już Kiry, rozmyślam nad... Niczym. Naprawdę, chciałabym myśleć o czymś ważnym, może znalazłabym jakieś wyjście z któregoś z moich problemów, ale to jest bez sensu. Wzdycham ciężko i wstaję. Wychodzę z pokoju, kiedy orientuję się, że to już ta godzina. Godzina, która ma odmienić choć trochę moje popaprane życie. 
Czas, by poznać moich nowych rodziców! 
Cóż, brak u mnie entuzjazmu, czy jakiegokolwiek innego przebłysku radości. Ubieram więc "maskę" z uśmiechem, starając się, by wyglądał naturalnie. Nie zachowuję się tak, dlatego, że nie chcę mieć nowej rodziny, czy coś. Zachowuję się tak, bo się boję, a strach jest po prostu ostatnim, co chciałabym w tej chwili czuć. 
Kiedy pukam do drzwi pomieszczenia, w którym oni już tam siedzą, słyszę ich głosy, czuję ich obecność, moje serce mało nie wyskakuje mi z piersi. Blednę, robi mi się słabo i jednocześnie nie dobrze. Mam ochotę uciec. 
To wszystko wygląda przerażająco komicznie. Straciłam rodzinę, zamieszkałam w sierocińcu, bo moja dalsza rodzina nie bardzo przejęła się mną, nastolatką, która tylko straciła wszystko. A teraz stoję tutaj, czekając z nadzieją, że i ja przypadnę im do gustu i oni mnie. 
Drzwi się otwierają i kiedy to się staje, moja maska znika, wszystko, cała pewność siebie, cała odwaga po prostu ze mnie spływa. Na ich miejsce za to wkrada się niepewność i strach. 
Kiedy stawiam pierwsze kroki, przekraczając próg, mężczyzna, którego nigdy wcześniej na oczy nie widziałam, wstaje. Na jego twarz wkrada się szczery uśmiech, co powoduje również pojawienie się małych zmarszczek w kącikach jego oczu. Podchodzę bliżej i dostrzegam za nim kobietę. 
Jest dość wysoka i bardzo szczupła. Jej ciemne włosy swobodnie opadają na jej ramiona. Twarz ma... Śliczną. Jest śliczna. 
- Kim, poznaj proszę państwa Bennington. 
Kiwam głową. 
- Dzień dobry - mamroczę. Pan Bennington podchodzi do mnie, obejmując mnie na powitanie. Ten śmiały gest powoduje iż czuję się jeszcze bardziej speszona. To nie było nic złego, przytulenie nie jest złe, a on na pewno chciał tym pokazać, że nie jest żadnym sztywniakiem i że nie mam się czego obawiać. 
Chwilę potem zostaję objęta przez panią Bennington. Pachnie... słodko. Jej perfumy mnie duszą. Odchrząkuję. 
Wydają się być mili. Jednak ja czuję niepokój. Nie znam ich przecież. Nie wiem kim są i dlaczego akurat wybrali mnie. Mam miliony pytań i zero odpowiedzi. 
Zajmujemy swoje miejsca. Fotel jest niewygodny. Nie chcę na nim siedzieć. Chcę wstać. Wyjść. Dusze się tu. Powietrze jest gęste i jest tu gorąco. Pocę się. Duszę. Mam dość. Chcę do domu, chcę stąd iść. Chcę do domu. 
Chcę do domu... 
- Kim? - dłoń pani Thomson dotyka mojego ramienia. Drgam. - W porządku? - pyta zmartwiona, a ja kiwam głową. 
- Tak, wszystko jest okej. - posyłam jej nerwowy uśmiech i przenoszę wzrok na państwa Bennington. Wyglądają na miłych ludzi. 
On pochyla się lekko w moją stronę, a uśmiech nie znika z jego twarzy. 
- Więc, Kim. Chcielibyśmy wraz z moją żoną, Talindą, nieco lepiej cię poznać - mówi ciepłym głosem, a mi z niewiadomych powodów chce się płakać. Jego głos przypomina mi głos ojca. Opanowany, ciepły, pełen miłości. 
Pierwszy cios prosto w moje serce. 
- Nie masz nic przeciwko, prawda? - napotykam jego wzrok. Dobroć w jego oczach jest tak bardzo zauważalna. 
Drugi cios. 
Kręcę przecząco głową, na co on reaguje kolejnym uśmiechem. 
- Na początek może... - próbuje wtrącić się dyrektorka. Jednak pan Bennington patrzy na nią. 
- Proszę wybaczyć. Chciałbym poprowadzić tę rozmowę wraz moją małżonką sam, czy to nie będzie problemem? 
Pani Thomson kręci przecząco głową i kieruje się do drzwi. 
- W razie czego, jestem w gabinecie obok - mówi i wychodzi, zamykając drzwi za sobą. 
Zapada cisza. Słyszę swój oddech i swoje bicie serca. Oni się tak nie denerwują. Są spokojni. Opanowani. Talinda spogląda na mnie jakby... z zainteresowaniem. Nie wiem, teraz już nie jestem pewna jak to nazwać. Ale tak czy inaczej, dziwnie mi z tym. 
- Masz do nas na początek jakieś pytania? - pyta mężczyzna. Nie wiedział jak zacząć rozmowę. Sama też bym nie wiedziała. Pytania, hm. Mam. Mam mnóstwo pytań. Chcę na każde z nich uzyskać odpowiedź. Może mi pan odpowiedzieć, proszę? 
- Uhm... Jak ma pan na imię? Znaczy... - spuszczam wzrok. - Pan zna moje, a ja znam imię tylko pana żony i... 
- Chester. 
- O. - uśmiecham się nerwowo. 
Chester ujmuje dłoń swojej żony w swoją, patrząc na nią w sposób, w jaki niegdyś mój tata patrzył na moją mamę. 
Trzeci cios. 
Oboje znów patrzą na mnie. A ja po raz kolejny się duszę. Zapomniałam jak oddychać. Czuję, jak dłonie mi drżą z zdenerwowania. Do oczu napływają łzy a w gardle rośnie gula, która wywołuje takie nieprzyjemne uczucie. 
- Wszystko w porządku, Kim? - pyta kobieta, a ja chcę pokiwać głową, jednak nie mogę. Stać mnie tylko na zamknięcie oczu i rozpłakanie się. 
I tak własnie robię. Emocje biorą po prostu w górę, pękam jak bańka mydlana. 
I płaczę.



xxx xxx xxx

Rozdział dodany po...
Jak długim okresie czasu, hę? Nie pisałam tu nic, bo, jakby to ująć. 
Nie miałam motywacji do tego bloga. 
Ale teraz jakby tą motywację znalazłam. 
I wiem, Kim może się tu wydawać bardzo dziwną postacią. 
Ale nie obwiniajcie jej o nic. 
Mam mieszane uczucia co do tego rozdziału. 
Boję się pokazać coś więcej w tym opowiadaniu, yh. 
Dobrze, nie będę narzekać. Do kolejnego, mam nadzieję. 



6 komentarzy:

  1. Nie bój się!
    Czesio już jest! Kim ani trochę go nie kojarzy? e.o
    Pokazuj tu co tylko chcesz. W końcu to Twoje dzieło.
    Max taki słodki i wgl.
    Nie mam pomysłu na komentarz. Głodna jestem ;-;

    OdpowiedzUsuń
  2. Że Chester ją weźmie, to podejrzewałam, ale że ona go nie kojarzy, to nie.
    "Pękam jak bańka mydlana" - to określenie mi się bardzo podoba. Jest takie magiczne, wymyślne i w ogóle z serii "czego zazdroszczę Klaudii".
    Jak Kim nazywała go panem Benningtonem, to czułam się, jakby to było o jakimkolwiek facecie o nazwisku Bennington, bo jestem tak przyzwyczajona do Chestera, że dla mnie to po prostu Chester.
    W sumie to teraz zauważyłam, że bardzo podoba mi się to imię. Nie zauważyłam tego przez osiem lat słuchania Linkin Park, brawo.
    Jeny, niech Kim będzie już z nimi szczęśliwa, chciałabym taki miły rozdział. Znaczy wiem, że jeszcze muszę poczekać, ale... No będę czekać. ;-;
    Pozdrawiam i życzę weny oraz tęczowych królików.

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurczę. Podobało mi się. I to jak!
    Po przeczytaniu tego rozdziału przyszła mi do głowy myśl, co sanie się z Maxem. Serio.
    Na początku może się wydawać dziwne, że Kim nie kojarzyła Chestera, zważywszy na to, ze słucha tego typu muzyki, ale tak z drugiej strony... Nie każdy wie jak wyglądają wszyscy wokaliści zespołów. ;)
    Również uważam, że Tal jest piękna.
    To chyba pierwsze tego typu opowiadanie, że jest coś nie bezpośrednio o LP. Więc za pomysł masz plusika wielkiego. Mega plusika.
    Spadam już.
    Pa pa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Zapomniałam.
      Zmieniłabym skórkę odtwarzacza muzyki na biały i byłoby ok, bo jak widzę zmieniłaś szablon.

      Usuń
  4. Dlaczego ja wcześniej nie zaczęlam czytać tej historii no nie wiem czemu? Obejrzalam kiedyś zwiastun i przeczytalam początek ale póżniej jakoś to opowiadanie mi ymykalo i dziś weszla do niego.
    No jejku oglądając zwiastun i zastanawialam się o co chodzi w slowach "że Chazz jej pomógl" - teraz już wiem.
    Obiecuje że będe czytać tą historię
    Pozdraiwam i czekam na kolejny
    M S.
    Czytalam Breaking the Habit ale nie chcialo mi się komentować. Wybacz.

    OdpowiedzUsuń
  5. Przyznam szczerze, że korzystam z dwóch kont i dwóch Bloggerów, na których mam pozaobserwowane różne blogi. No i tak się jakoś zdarzyło, że zupełnie zapomniałam o tym. A tutaj mam tego Bloga!
    Zapomniałam jak magiczne jest to opowiadanie <3
    Chociaż w normalnym życiu nie faworyzuję jakoś szczególnie Chestera, to w opowiadaniach jest moim ulubionym bohaterem ^^
    A tutaj spodziewam się jego fajnej charakteryzacji, więc z niecierpliwością będę czekać na to, jak rozwiną się relacje między nim a Kim. Muohahah :p

    Szczęśliwego Nowego Roku i dużo weny :)
    Niech ten rok obfituje w rozdziały!

    <3

    OdpowiedzUsuń